Nie bójcie się marzyć!
Joanna Jędrzejczyk jest najbardziej utytułowaną i znaną polską zawodniczką MMA, która swoje życie i sportową pasję dzieli między Florydą, a Olsztynem. Skąd w drobnej dziewczynie tyle siły do walki, co Joannę napędza do działania i jakie ma plany na dalszą i bliższą przyszłość – o tym wszystkim Mistrzyni powiedziała „Fashion Time”.
FT: Zupełnie nie wyglądasz na waleczną, szybką i ostrą zawodniczkę sztuk walki. Swoim wyglądem przełamujesz stereotyp, że kobiety nie powinny brać udziału w walkach.
Joanna Jędrzejczyk: To, że MMA to jest to, co kocham i chcę robić w życiu, poczułam, gdy stanęłam na pudle podczas moich pierwszych w życiu Mistrzostw Polski. Poczułam wtedy to ciepło, poczułam, że to jest to, co ja w życiu chcę robić, że to jest moja droga, mój talent, który chcę szlifować. Pomimo wielu przeciwności, które miałam brnęłam w ten sport i trenowałam jeszcze więcej i więcej. A, że spotykałam się z wieloma stereotypami… Cóż, mężczyźni często uważają, że kobiety powinny być w garach, w kuchni, a nie się bić. MMA to jest to sztuka walki, bijemy się ale ja to traktuję jako formę rywalizacji, zdrowej sportowej rywalizacji. Zajmując się MMA można wyglądać i czuć się kobieco. Kiedy trenowałam w Holandii spotkałam wiele kobiet na różnych stanowiskach, które trenowały sztuki walki dla siebie samych. Mam takie marzenie, że kiedyś tak będzie i w Polsce, ponieważ widzę, jak to się rozwija, jak kobiety biorą się za karate, MMA, czy boks właśnie po to, żeby się poruszać, bo to jest dla nich po prostu fajne. Jak ktoś mi mówi, że kobieta powinna się skupić na dzieciach, praniu i gotowaniu to ja mówię, że żyjemy w XXI wieku. Kobiety zajmują dziś wiele „męskich” stanowisk, są prezesami, są w sportach walki, a mężczyźni są w „kobiecych” zawodach, są fryzjerami, robią make-upy. Jest wolny świat, każdy powinien żyć swoim życiem, nie ingerować w życie innych. Ja zdecydowanie czuję się dobrze w sportach walki i cieszę się, że staję się wzorem dla innych ludzi na całym świecie. Chociaż ja nie czuję tego ogromu mojej kariery, jestem pokorna i zawstydza mnie, jak ktoś mówi, że jestem dla niego wzorem do naśladowania. Jestem człowiekiem, każdego dnia popełniam błędy ale jednocześnie każdego dnia staram się być coraz lepsza.
FT: Jak rozpoczęła się Twoja przygoda ze sportem i walkami MMA? Czy w Twojej rodzinie jest sportowiec, czy nakłonił Cię do treningów ktoś bliski?
JJ: W mojej rodzinie nie ma sportowych tradycji, ja jako pierwsza przecieram te drogi i zarażam bakcylem mojego siostrzeńca, czy dorosłych kuzynów, którzy po pracy chodzą na fitness, czy na piłkę. Przyznają, że to ja ich zarażam sportowym duchem, chęcią poruszania się. Mam bardzo dużą rodzinę, mój tata miał 10 rodzeństwa, u mamy też była gromadka rodzeństwa i teraz trzymamy się wszyscy w rodzinie, mamy ze sobą dobre relacje.
Rodzina mnie wspiera w mojej sportowej karierze, chociaż moi rodzice by chcieli, bym skończyła dobrą szkołę, dobre studia i miała dobrze płatną pracę. Sport nie należy do łatwych zajęć: jest dużo wyrzeczeń, dużo poświęcenia, jak w każdej dziedzinie życia, trzeba inwestować, by potem coś z tego wyciągnąć. Ja zawsze za przykład daję tenis i to, jak wiele lat i pieniędzy trzeba poświęcić, aby w tej dyscyplinie wypłynąć. W przypadku MMA nie wystarczy tylko ciężko pracować na sali treningowej, jest dużo innych rzeczy związanych z przygotowaniem do walki: to jest dieta, przygotowanie mentalne, czy dbanie o swoje ciało, którym tak naprawdę zarabiamy pieniądze.
Moja przygoda ze sportem rozpoczęła się, gdy miałam 16 lat i ważyłam kilka kilo więcej. Chciałam się poruszać i wtedy kolega, chłopak mojej starszej siostry, zabrał mnie na zajęcia MMA. Po trzech miesiącach treningów zrzuciłam 10 kg z wagi co mnie jeszcze bardziej zmotywowało do ciężkiej pracy. Gdy po pół roku treningów pojechałam na pierwsze zawody i stanęłam na pudle na Mistrzostwach Polski, to poczułam, że to jest to, co ja w życiu chcę robić.
Ale sport, ruch towarzyszył mi wcześniej, już w szkole podstawowej i w gimnazjum, a potem w liceum aktywnie spędzałam czas, reprezentowałam szkoły w różnych dyscyplinach sportowych. Ale wówczas nie sądziłam, że drzemie we mnie taki potencjał, że będę mogła być zawodowym, profesjonalnym sportowcem, i że zrobię taką karierę.
FT: Jak przygotowujesz się do walki? To się wiąże ze stresem?
JJ: Nie, przygotowania to dla mnie nie stres ale duże wyrzeczenia, odrzucanie rzeczy, które lubi się i robi w życiu codziennym, a których w czasie przygotowania do walki nie można robić. Mam na myśli np. podjadanie w czasie gotowania, czy wypady na imprezy.
Przygotowania do walki są ciężkie, to praca na kilku etatach. Trzeba odpowiednio wcześnie wstać, zjeść, przygotować się do treningu. Treningi odbywają się dwa razy dziennie, a pomiędzy nimi są wizyty u fizjoterapeutów. Przed samymi galami dochodzą jeszcze obowiązki medialne. Jest to ciężka praca, sporo wyrzeczeń ale wiem, że teraz wykorzystuję swój czas, a pora na odpoczynek, na dłuższą chwilę z rodziną kiedyś nadejdzie.
Teraz czasem wyskoczę na ulubiona pizzę, czy spotkam się z dalszymi znajomymi. Mimo intensywnej pracy staram się trzymać balans między karierą, a życiem codziennym, staram się za bardzo nie zapędzić.
FT: Czy już wiesz, kiedy stoczysz najbliższą walkę? Masz już konkretne plany zawodowe na 2017 rok?
JJ: Tak, po powrocie na Florydę zacznę przygotowania do kolejnej walki, która – mam nadzieję – odbędzie się w kwietniu. Potem chcę mieć walki w sierpniu i pod koniec roku. Jak ten plan się uda, to spełni się moje marzenie o trzech obronach tytułu w tym roku. Być może pod koniec 2017 roku obędzie się gala w Polsce. Planuję też stoczenie walki o tytuł mistrzowski w innej kategorii wagowej. To bym chciała osiągnąć w 2017 roku i w związku z tym czeka mnie dużo pracy. Od 6 do 8 miesięcy spędzę w tym roku w Stanach Zjednoczonych. Z jednej strony lubię tam być, lubię trenować, to jest moja praca, choć chciałabym spędzić więcej czasu w Olsztynie, z rodziną i narzeczonym.
Myślisz, że jest szansa, żeby gala finałowa z twoim udziałem odbyła się w Polsce.?
JJ: Z moich rozmów z włodarzami wnika, że póki co nie ma planów na galę UFC w Polsce. Ale może za rok? Oni mają ponad 40 show w roku i czasami są w ich grafiku jakieś wolne okienka więc może znajdzie się czas na zorganizowanie gali w Polsce.
FT: Masz na koncie wiele tytułów i wiele wygranych walk. Czy zwycięstwa mają jeszcze na Ciebie pozytywny wpływ?
JJ: Zwycięstwa mają na mnie wpływ, bo ja staram się codziennie być lepszym sportowcem i lepszym człowiekiem. Walki wiele wnoszą do mojego życia, bo chcę się rozwijać i nadal mam swoje marzenia. To nie jest tak, że jak się cztery razy broni tytułu i ma się mistrzostwo świata, to się nie ma marzeń! Ja mam marzenia, chcę mieć lepsze walki, przyciągać większe rzesze fanów. Cały czas jestem zmotywowana i czuję ogień do walki i treningów.
FT: Jak na walki reaguje Twoje ciało? Maskujesz siniaki po walkach?
JJ: Moje ciało jest podatne na siniaki, choć to zależy m.in. od procesu nawodnienia, czy od cięcia wagi. Wiele rzeczy wpływa na to, jak reaguje ciało na walkę. Ale jak mam po walce siniaki pod oczami, to zarzucam na nie mały make-up, bo nie lubię się pokazywać posiniaczona, jak w oktagonie.
FT: Jakie masz sposoby na walkę z siniakami i bólem po walce? Korzystasz z porad specjalistów, czy sięgasz po domowe metody?
JJ: Walki wiążą się ze spadkiem wagi, puchę wtedy często, gospodarka hormonalna wariuje. Staram się wtedy dużo odpoczywać, pójść do sauny, SPA, czy popływać. Staram się utrzymywać cały czas aktywność fizyczną ale już na niższym poziomie, niż w trakcie przygotowań do walki. Stosuję też i domowe sposoby np. inhalacje, peelingi.
FT: Czy uprawianie sportu pomaga leczyć kompleksy?
JJ: I tak, i nie. Na pewno sport wzmacnia nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Ja dzięki sztukom walki wiele się nauczyłam w życiu. Wiem, że nie można się poddawać, wiem, że wszystko jest w naszych głowach, w naszych sercach. To my jesteśmy panami naszego umysłu, naszego ciała. Ani w życiu codziennym, ani w sporcie nie ma barier, to tylko od nas zależy, co chcemy osiągnąć i jak wiele pracy w to włożymy.
FT: Czy zawodniczki MMA się przyjaźnią? Utrzymujecie ze sobą kontakty, czy spotykacie się tylko przy okazji walk?
JJ:. To jest tak, jak w życiu – z jednymi się lubimy, z innymi nie. Ja mam wiele znajomych wśród zawodniczek MMA, jestem w dobrych relacjach Rondą Rousey ale nie walczymy ze sobą, bo jesteśmy w innych kategoriach wagowych. Kontakty z innymi zawodniczkami mam częste zwłaszcza teraz, gdy przeprowadziłam się do Stanów Zjednoczonych i trenuję w American Top Team, gdzie trenuje wiele zawodniczek z mojej kategorii wagowej, m.in. Valerie Letourneau, z którą w 2015 roku stoczyłam walkę w Australii.
To jest niesamowite, że jest w nas ta złość sportowa gdy szykujemy się do walki, wiadomo, że czasem dla show musimy na siebie wrogo spojrzeć, czy wykonać jakiś gest ale po walce jesteśmy normalnymi kobietami, rozmawiamy o bzdurach, idziemy razem na zakupy. Choć mam taką zasadę, ze staram się nie trenować z moimi rywalkami, przeciwniczkami.
Czy zdarzyło ci się walczyć z mężczyzną?
JJ: Oczywiście! Żeby utrzymać mistrzowski poziom ja trenuję głównie z mężczyznami. Nie jestem przy tym zwolenniczką siłowego rozwiązywania problemów w życiu codziennym! Kobiecie nie wypada się bić! Ja biję się tylko w oktagonie, tylko sportowo.
FT: Czy w MMA jest coś takiego, jak moda? Coś w czym się wypada pokazać na trenigu?
JJ: Oczywiście! Mamy XXI wiek i rozwój wszelakich technologii, w tym i tych związanych z odzieżą i sprzętem sportowym. Zdarza się, że niektórzy mają więcej sprzętu niż talentu (śmiech). Moda treningowa i sportowa bardzo się rozwija, np. kiedyś rękawice można było kupić tylko takie, jak kolory narożników, czyli czerwone i niebieskie. Teraz są i różowe, i ostre pomarańczowe, czy ostre zielone – co kto chce. Można też na rękawicach robić nadruki. Ten rozwój mody sprawia, że każdy może wybrać to, co lubi, co pasuje do jego sylwetki. Ja uwielbiam trenować w topie i legginsach.
FT: Czy wyobrażasz sobie siebie za biurkiem? W garsonce, szpilkach, koszuli na guziczki zapiętej pod samą szyję?
JJ: Mam smykałkę do biznesu, już gdy miałam 11 lat pomagałam rodzi om w pracy w sklepie. Wiem, że gdy skończę karierę sportową skończę w biznesie. Być może nie będę siedziała w garsonce i szpilkach za biurkiem i będę raczej wyluzowaną szefową dla swoich współpracowników i pracowników. Jestem pewna, że gdyby nie kariera sportowa, to bym postawiła mocno na rozbój biznesowy, bo mam taką smykałkę. Zresztą już mam pomysł na biznes związany z Olsztynem.
FT: Zdradzisz jaki?
JJ: To kawiarnia. Od wielu lat o tym marzę. Bardzo lubię dobrą kawę, chciałabym być baristą, choć wiem, że gastronomia bywa trudna. Mam nadzieję, że praca, którą się teraz zajmuję pozwoli mi na godną emeryturę sportową, i że dzięki temu będę mogła się hobbystycznie tym zajmować. Chcę, żeby to była zdrowa kawiarnia, z ciastkami bezglutenowymi, ze zdrowymi sokami i z pyszną kawą w dobrym klimacie. Marzę o miejscu, gdzie każdy będzie mógł przyjść na spotkanie biznesowe, czy odpocząć. Mam jeszcze inne pomysły na biznesy, w Olsztynie jest bardzo duży potencjał ale na razie skupiam się na karierze sportowej.
FT: Jak nie masz treningu to co najchętniej zakładasz?
JJ: Mój ulubiony zestaw to obcisłe jeansy, fajny t-shirt i dobre buty sportowe kicksy. Jeśli chodzi o buty to jestem kicksoholiczką, mam takich butów naprawdę sporo par, tak samo z jeansami, tych ulubionych modeli mam po kilka par. Ale mam też trzy
konkretne pary szpilek, pół roku temu skusiłam się nawet na szpilki Lauboutina, tak więc mam szpilki z czerwoną podeszwą. Jak chcę lub muszę to zakładam sukienkę i szpilki ale nie musze tego robić, by czuć się kobieco. Ja się czuję kobieco w moim ukochanym zestawie: jenasy, koszulka i kicksy. Żyję w biegu więc wybieram wygodną odzież.
FT: Lubisz robić zakupy? Gdzie je najchętniej robisz? Czy są rzeczy, które lubisz kupować i takie, których nie cierpisz?
Lubię zakupy ale w przeciwieństwie do moich sióstr nie latam co drugi dzień do Galerii Warmińskiej. Jestem konkretną osobą , lubię rzeczy dobre jakościowo, nowoczesne. Kiedy wchodzę Galerii Warmińskiej to wiem, do którego sklepu idę, i wiem czego szukam, jestem zdecydowana.
Ponieważ w Olsztynie mieszkam na Jarotach, to najbliżej na zakupy mam do Galerii Warmińskiej i tutaj bywam najczęściej, tutaj robię zakupy. Fajnie, że są tu sklepy, do których jeszcze niedawno trzeba było jeździć do Warszawy, czy Trójmiasta.
FT: Jesteś gwiazdą dużego formatu, czy w związku z tym często jesteś zapraszana do sesji zdjęciowych, do promowania czasopism? Czy dostałaś zaproszenie do sesji rozbieranej?
JJ: Nie dostałam zaproszenia do sesji rozbieranej, choć nie – raz dostałam zaproszenie do sesji rozbieranej, do kalendarza bardzo dobrej fotografki. Dużo jednak robię sesji, bywam na okładkach, np. w tamtym roku byłam na trzech okładkach kolorowych czasopism. Lubię te sesje, lubię się przebierać. Często mam też sesje dla moich sponsorów, jestem twarzą, ambasadorem marki Reebok. Pozasportowo odnajduję się medialnie, mam dobry kontakt z fanami, mediami, lubię tę medialną część swojej pracy.
FT: Za oknami jakiego samochodu się ukrywasz? A może wybierasz rower?
W Olsztynie przede wszystkim wybieram rower. Na treningi, czy do fizjoterapeutów jeździłam rowerem, czarno-różową holenderką. Po Olsztynie dobrze się jeździ rowerem, jest coraz więcej ścieżek rowerowych.
Co do samochodu to kiedyś myślałam, że samochód wyższej klasy to tylko wymysł i wydatek pieniędzy. Jednak zmieniłam zdanie i od pól roku jeżdżę mercedesem. Czerwonym, bo zawsze marzyłam o czerwonym samochodzie. Sama sobie kupiłam ten samochód i jestem z niego zadowolona. To niesamowite jak jego precyzyjność, wyposażenie wpływa na bezpieczeństwo. Tym moim czerwonym autem w pół roku zrobiłam ponad 12 tys.km więc sporo podróżuje. Często to trasa Warszawa-Olsztyn.
FT: Lubisz motoryzację?
JJ: Lubię. Jak miałam 18 lat to zrobiłam prawo jazdy ale zanim je odebrałam to już z tatą jeździłam. Ostatnio też w lasach pod Olsztynem Kuba Przygoński, król polskiego a może i europejskiego driftingu, przewiózł mnie i pokazał, co to znaczy. Wrażenia były niesamowite. Ale mimo to, gdy mogę wybieram aktywność fizyczną i rower.
FT: Jak Ci się żyje w rozkroku między Olsztynem, a Stanami Zjednoczonymi?
JJ.: Radzę sobie z tym. Cieszę się, że mój partner, narzeczony, z którym jestem od ponad 7 lat wytrzymuje tę gonitwę, że oboje sobie z tym radzimy. Przemek był ze mną, gdy moja kariera była naprawdę mała, a gdy doszłam do takiego światowego poziomu i rozwoju medialnego, on też ze mną jest. Sprzyja nam technologia, możemy się kontaktować, widzieć. Jak jest okazja to Przemek z moimi siostrami i szwagrem przylatuje na moje walki, staramy się kontaktować cały czas. Wiemy, że to jest czas, który ja muszę wykorzystać, bo ciężko na to pracowałam i głupotą by było się zatrzymywać, wypadać z formy.
FT: Na koniec prosimy o przesłanie dla czytelników naszego magazynu.
JJ: Dbajcie o swoje buty, bo gdy was spotkam to spojrzę najpierw na buty , a potem na oczy. Wszystko inne może być gorsze ale buty muszą być zawsze dobre i czyste! A poza tym, to nie bójcie się marzyć, pracujcie nad marzeniami. Ja określam sobie cele roczne, miesięczne ale i codzienne, bo codziennie napotykam na bariery , czasami wesołe, czasami przykre i nie można się poddawać, trzeba nauczyć się z tym radzić. Nie można pozwolić małym sytuacjom nas drażniącym na poczucie rujnowania szczęścia, bezpieczeństwa. Nie bójmy się marzyć i realizować tych marzeń. Wszystkiego dobrego!